poniedziałek, 19 stycznia 2015

Flaki z olejem...?


Kolejny z polecanych filmów. Bardzo dobra obsada aktorska, niestety nudna i przewidywalna fabuła filmu i wątek psychologiczny - coś co lubię najbardziej co z tego wyszło...?

Odnoszący sukcesy, wielkomiejski prawnik Hank Palmer (Robert Downey Jr.) pewnego dnia dowiaduje się o śmierci swojej matki. Przeraża go myśl powrotu w rodzinne strony. Jest dumny z tego, że się stamtąd wyrwał. Jego kariera postępuje, ma śliczną córkę, tylko życie osobiste i relacje międzyludzkie to totalna porażka. Obawia się spotkania po latach z ojcem i braćmi. Jednak stawia czoła swoim lękom i mimo przeciwności losu decyduje się na wyjazd. Nie zdaje sobie sprawy jak pobyt w rodzinnych stronach odbije się na jego psychice oraz z tego, że pomoże mu to na nowo poskładać jego życie. Nie będzie to zwykły wyjazd na pogrzeb matki. Zwrot akcji następuje wtedy kiedy jego ojciec, szanowany i konserwatywny sędzia, Josepha Palmera (Robert Duvall) zostanie oskarżony o morderstwo...

Syn, po wielkich trudach, podejmie się obrony swojego rodziciela. Rodzinna miejscowość stanie się swego rodzaju polem dla "sesji terapeutycznej" między ojcem a synem, porównywalnej do terapii u psychoanalityka. Wrócą wspomnienia, cierpienia i lęki. To wszystko jednak potrzebne jest po to, ażeby można było wybaczyć stare krzywdy. Nawzajem podczas tego przykrego procesu, będą starali się naprawić relację między sobą i zapomnieć o wszystkich zadrach z przeszłości. Czy się uda...?

Relacja pomiędzy ojcem i synem, jest dla widza strasznie irytująca. Apodyktyczny ojciec, przerost formy nad treścią, z wygórowanymi ambicjami wobec średniego syna - czego więcej potrzeba, żeby dzieciak stracił wiarę i szacunek do ojca? Doświadczenie obu aktorów i dobrze zagrane sceny, z czasem, stwarzają odpowiednie napięcie, lecz nawet to nie ratuje dla mnie tych "flaków z olejem". Osobiście, po tak wielu próbach zbliżenia się syna do ojca, próbach naprawy relacji, które kończą się niepowodzeniem, dawno bym zrezygnował. Hank jednak się nie poddaje. Sumienie podpowiada mu, że jakby nie było jest to ojciec i powinien zrobić wszystko, żeby doprowadzić do jego ułaskawienia. Film mnie po prostu znudził. Jest strasznie rozwleczony w czasie, Wątki są chaotyczne. Tak jakby reżyser David Dobkin i scenarzyści starali się zmieścić w dwóch godzinach kilkadziesiąt lat i kilkanaście historii. Niesamowicie mnie to drażniło i tylko czekałem aż film się skończy. Główni aktorzy fakt ewoluują i stają się bardziej dynamiczni, no ale co z tego jak historia monotonna? Melodramatyczne sceny tylko jeszcze bardziej mnie zraziły, są tu po prostu niepotrzebne. Po co? A no po to, żeby widz w końcu przekonał się do tego, przepraszam za wyrażenie, starego i upartego osła Josepha Palmera. Zraziły mnie do tego stopnia, iż pomyślałem - O TAK, MA TO NA CO ZASŁUŻYŁ!

Wielkie brawa dla bezwzględnego prokuratora Dwighta Dickhama (Billy Bob Thornton). Gesty, mimika i ogólnie odtwarzanie roli dograne do perfekcji. O grze braci wolałbym nie wspominać, bo wg mnie są zbędni w tym filmie. Realistyczniej przedstawiałaby się postać Hanka kiedy grałby jedynaka. Mielibyśmy wytłumaczenie dla jego problemów z relacjami międzyludzkimi. Oczywiście nie twierdzę, że z jedynakami jest coś nie w porządku, aczkolwiek są oni bardziej podatni na wpływy ze strony despotycznych rodziców. Ich ataki nie rozkładają się na resztę rodzeństwa i wszystkie złe emocje kumulują się w jedynakach właśnie.

Miałem tylko jedno nieznośne wrażenie. Robert Downey Jr. tak zespolił się z rolą Iron Mana, że co chwila musiałem przecierać oczy bo zamiast sarkastycznego prawnika widziałem kolesia w czerwonej, metalowej zbroi. Ma się też wrażenie, że film jest kalką innych filmów, gdzie głównym planem jest sala sądowa i małomiasteczkowa społeczność. To tylko moje odczucia. Fabuła nuda, nuda, nuda. Film nie jest lekki i trzeba oglądać go z otwartym umysłem. Niestety nawet to mi nie pomogło - za dużo chaotycznych wątków, a tak się napaliłem na coś dobrego. Zmęczyłem się tylko. Za mało procesu, za dużo melodramatu rodzinnego. Na sam koniec myśl - przecież to jest identyczne i tak samo nudne jak "Sierpień w hrabstwie Osage"! Dla mnie 4/10 - za Roberta i jego grę, za Billego Boba i cięte riposty, a także za metaforę HURAGAN - KŁÓTNIA OJCA Z SYNEM. Niestety nic więcej nie dam. A Wy jakie macie odczucia? Widzieliście już? Może ja miałem jakieś zaćmienie umysłu i film był przegenialny...? Hmm sam już nie wiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz