sobota, 31 stycznia 2015

...zgryzoty Adele...


Do filmu zasiadłem przy okazji jego transmisji w Canal +. Od zawsze uwielbiam Kate Winslet, miałem wolne popołudnie więc co mi szkodziło? Taka ucieczka od oscarowej gorączki. Miałem dokończyć "Snajpera" i zająć się krótką recenzją, ale stwierdziłem że bardziej odpowiedni będzie dziś "Długi, wrześniowy weekend".

Pewnego dnia, podczas zakupów Adele (Kate Winslet) i jej syn Henry Wheeler (Gattlin Griffith) spotykają rannego człowieka. Prosi ich o pomoc. Adele próbuje odmówić, jest typem samotniczki i nie ma ochoty na towarzystwo inne niż syna. Ranny mężczyzna Frank Chambers (Josh Brolin) zmusza ją do udzielenia mu wsparcia. Matka i syn zabierają obcego do domu. Kiedy okazuje się, że to zbiegły więzień, sytuacja się komplikuje i już nic nie pozostanie takie samo...

To co trzeba zrobić na początku, to pochwalić jak zwykle, genialne aktorstwo Kate Winslet. Jako aktorka, zawsze niezależnie od roli, jest niesamowicie przekonująca. Obraz, który współtworzy jest poruszający. Jak w jeden weekend wyleczyć kogoś z agorafobii i wywrócić całe życie do góry nogami? To tylko tło filmu. Reszta zbudowana jest z nadziei i niepewności. Napisałbym dużo więcej, ale nie chcę Wam tu spoilerować. Akcja filmu toczy się wartko. Na pewno nie będziecie mogli powiedzieć o znudzeniu. Winslet i Brolin na to nie pozwalają. Montaż na najwyższym poziomie. Ciekawie wplecione do fabuły retrospekcje Franka. Podział na dni i muzyka buduje napięcie, szczególnie pod koniec filmu. Ma się nieodparte wrażenie że zaraz coś się wydarzy. "Długi, wrześniowy weekend" to film o tym jak przewrotne bywa życie. Dramat na najwyższym poziomie. Seria niefortunnych zdarzeń w końcówce filmu nie pozwala spokojnie widzowi usiedzieć w fotelu...

Ocena filmu 8/10. Bardzo dobry i godny polecenia.

2 komentarze: