środa, 28 stycznia 2015
Co zrobisz Ty...!?
Nominacja dla Marion Cotillard, więc absolutny must see, ażeby jak najwięcej pochłonąć do 22 lutego. Czyli gali rozdania Oscarów. O filmie nie czytałem nic, bardzo rzadko także trafiałem na jego recenzje. Inni blogerzy chyba jeszcze do niego nie dotarli, albo uznali że jest niewart ich stukania w klawisze. No zobaczymy, czas pokaże. Do Oscarów jeszcze zostało trochę czasu, a i premiera w Polsce 27 lutego, czyli już po rozdaniu. Bez sensu dla nie zupełnie :). Także Drodzy Koledzy, jeżeli dziwnym trafem już go oglądaliście bierzcie klawiatury w obroty. Chętnie zobaczę co sądzicie o tej francuskiej produkcji...
Sandra Bya (Marion Cotillard) po długiej nieobecności w pracy postanawia doń wrócić. Okazuje się to jednak niemożliwe. Na drodze staje jej przełożony - tajemniczy Jean-Marc, którego poznajemy na końcu filmu. Mianowicie zespół Sandry doskonale dawał sobie radę bez niej. Podjęto decyzję o zwolnieniu naszej głównej bohaterki z fabryki. Albo ona, albo premia w wysokości tysiąc euro dla każdego z szesnastoosobowego teamu. Hmm... ciężki orzech do zgryzienia. Sandra ma tylko weekend na skontaktowanie się z każdym i przekonanie go, żeby na powtórnym głosowaniu oddał głos na nią, tym samym rezygnując z premii... Uda się...?
Marion Cotillard za swoją kreację została nominowana do statuetki w kategorii Najlepsza aktorka pierwszoplanowa. Jest to jedyna nominacja dla tego filmu. Czy zasłużona? Moim zdaniem niestety nie. Gra poprawnie i owszem ma swoje momenty, ale już bardziej charyzmatyczna była w np. "Imigrantce". Wszystko jest jakieś bezbarwne, bezpłciowe. Innych postaci w ogóle się nie zapamiętuje. Dla mnie po prostu nie istnieją w tym filmie. Ja choć oglądałem go 4 godziny temu nie pamiętam żadnej twarzy prócz Cotillard. Tak naprawdę to ona robi ten cały film. Nie rozumiem fabuły filmu, jest przeciętna i nudna. Rozwija się bardzo długo, ażeby w końcu połechtać widownię paroma smaczkami, i koniec filmu. Ogólnie obraz nie jest zły, choć porywający też w żaden sposób. Bardzo ciekawie pokazane są relacje międzyludzkie i to jak ludzie reagują na potrzeby bliźniego. Reżyserzy Jean-Pierre Dardenne i Luc Dardenne obrazują totalną znieczulicę na krzywdę drugiego człowieka, a z drugiej strony przeciwstawiają temu zjawisku ludzi skorych do pomocy, choć ich sytuacja wcale nie jest lepsza. Przyjemną odmianą jest piękny język francuski. Ogólnie oprócz mankamentów opisanych powyżej film jest do obejrzenia. Skłania do refleksji i każe zastanowić się - co ja zrobiłbym w takiej sytuacji, jakbym się zachował? To bardzo mi odpowiada, film sam nasuwa widzowi takie myślenie. Oczywiście jeżeli tylko widz ma jakieś resztki przyzwoitości i sumienia, o co w dzisiejszych czasach, w tym dzikim pędzie, trudno... :)
Oceniam go nieźle, bo 6/10 choć zupełnie nie rozumiem nominacji Marion. Jest świetną aktorką owszem, ale w "Dwa dni, jedna noc" gra - powtórzę - po prostu przeciętnie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz