czwartek, 12 lutego 2015

Uczta Babette, jako kolacja najwyższej klasy.




„W tym oto odległym zakątku świata żyły raz dwie siostry. Obie były już nie pierwszej młodości. Na chrzcie otrzymały imiona Martina i Philippa (…)”[1]. Tymi słowami rozpoczyna się prawie dwugodzinny seans prostego w formie, choć wspaniałego kina, które stworzył w roku 1987, wspomniany już wcześniej, reżyser duński Gabriel Axel. Uczta Babette jest historią pewnej, niewielkiej, purytańskiej społeczności na jednym z odległych wybrzeży Danii.
To niezwykła historia dwóch sióstr, wychowywanych przez konserwatywnego ojca – Pastora, sprawującego również pieczę nad mieszkańcami wioski Berlevaag. Nie potrzeba im zbyt wiele. Należą oni do religijnej sekty, stworzonej przez największy autorytet, którym w wiosce jest owy Pastor. Obserwując początek filmu można powiedzieć, że prowadzą oni ortodoksyjny tryb życia. Mieszkają w skromnych chatach pokrytych strzechami, zawsze chodzą ubrani na czarno i bardzo często spotykają się w kościele na nabożeństwach, na których śpiewają pieśni wielbiące Boga. Karen Blixen w swojej powieści tak opisuje członków tej społeczności:

(…) wyrzekali się rozkoszy tego świata, bo ziemia i wszystko co ziemskie było dla nich rodzajem ułudy, a rzeczywistość prawdziwą stanowiła Nowa Jeruzalem[2].

Niestety w życiu zawsze przychodzi taki moment, kiedy kończy się pewien etap – w filmie jest to śmierć ojca Martiny i Philippy. Koniec ten jest jednak dla mieszkańców początkiem czegoś nowego i nieznanego. Siostry zostają zmuszone do przejęcia schedy i zaopiekowania się mieszkańcami wioski. Widać to szczególnie w pierwszej scenie filmu, kiedy odwiedzają domy chorych sąsiadów, opiekując się nimi i przynosząc im ascetyczne posiłki. Co tydzień, ażeby podtrzymać tradycję organizują również spotkania, na których czytają Pismo Święte.
Momentem nowego początku jest pojawienie się, w ponury i deszczowy wieczór, tytułowej bohaterki Babette. Jest nią Francuzka, polecona przez znajomego sióstr z lat młodości, śpiewaka operowego z Paryża – Achille Papina, odwiedzającego niegdyś Berlevaag ze względów zdrowotnych. „Babette umie gotować”[3] tak w liście chwalił swoją podopieczną.  Początkowo siostry ze względów finansowych nie chciały jej przyjąć. Po dłuższej rozmowie jednak decydują się na to, by Babette zamieszkała z nimi w zamian za wikt i opierunek. To wielki zwrot w jej życiu. Nie mając już nikogo we Francji pragnie za wszelką cenę zacząć życie w Danii. Obcym dla niej kraju, wiosce o swoistych obyczajach i tradycjach oraz wśród społeczności, której nie zna.
Nowej gospodyni Martina, jako pierwsze miejsce pokazuje kuchnię i uczy ją przyrządzać rybę oraz polewkę chlebową z dodatkiem angielskiego piwa, którymi głównie żywią się mieszkańcy. Scena ta ukazana, jako pierwsza z wielu kulinarnych w filmie, jest dość niezwykła. Jedna z sióstr, nie wiedząc, że ma do czynienia ze znakomitą kucharką pokazuje Babette prostotę, z jaką można przygotować posiłek. Nowa lokatorka, trochę ze zdziwieniem, trochę z niedowierzaniem przygląda się temu z boku. Decyduje się postępować zgodnie z panującymi w domu regułami. Tak opisuje asymilację Babette w nowym środowisku, Joanna Drzazga:

Babette przejmuje obowiązki gospodyni domu. Uczy się języka przez gotowanie. Pokaz przyrządzenia ryby i polewki piwnej staje się rzeczywistym punktem z obcym światem. Ascetyczność potrawy, jej przeznaczenie jako pokarm dla biednych, odsłaniają Babette podstawowe czynniki kształtujące nową dla niej rzeczywistość. Pomagając siostrom, robiąc zakupy, krzątając się w kuchni, Babette spędza czternaście długich lat. W tym czasie niewielka społeczność religijna zaczyna przeżywać poważny kryzys, między jej uczestników wdziera się niezgoda i zazdrość, obwiniająca martwicę wiary[4].

Jeszcze wtedy Martina i Philippa, ani żaden z mieszkańców Berlevaag, nie zdawał sobie sprawy, jak ta cicha i skromna Francuzka zmieni życie konserwatywnych wieśniaków.
Uczta Babette to film dopracowany w każdym szczególe. Zwłaszcza kulinarnym. To właśnie tytułowa uczta jest głównym wątkiem filmowym, prezentującym pokaz nieprzeciętnych umiejętności kulinarnych, wręcz artyzmu. Scena filmu, w której widz ma okazję zobaczyć kolację prezentuje sposób, w jaki jedzenie smaczne, a zarazem podane w piękny sposób może być wspaniałym doznaniem zmysłowym. Pokazuje również jak owa wieczerza wpływa na uczucia ludzi. Jest to nie tylko uczta dla oczu, ale także lekarstwo dla duszy.
Szare życie Babette pośród ascetów zmienia się wraz z pewnym mroźnym porankiem, kiedy to listonosz przynosi do domu sióstr telegram zaadresowany do Babette. Tytułowa bohaterka dzięki przyjacielowi mieszkającemu we Francji, wygrywa na loterii dziesięć tysięcy franków. Decyduje się wtedy na poważną rozmowę ze swoimi chlebodawczyniami.                 
Babette prosi je o możność przygotowania uroczystej kolacji. Ma ona odbyć się w setną rocznicę urodzin ich ojca. Przedstawia siostrom możliwość zaaranżowania przez nią francuskiej kolacji dla nich i innych mieszkańców Berlevaag. Jest to jej pierwsza prośba od kilkunastu lat, więc siostry, choć z nieukrywaną niechęcią, zgadzają się by ich gospodyni zajęła się wieczerzą. Boją się tego, co nadejdzie. Lękają się również nieznajomości wyobraźni swojej gospodyni. Przecież zawsze gotowała według ich reguł. Ustalone były one od lat i stały się swego rodzaju tradycją. Joanna Drzazga tak komentuje ten niepokój:

Kiedy siostry przekonują się, na co wyraziły zgodę, ogarnia je przerażenie. Uczczenie setnej rocznicy urodzin pastora miało być w ich zamyśle skromną uroczystością religijną. Religijną, to oznacza taką, w trakcie której uczestnicy wspominają imię pastora i oddają się modlitwie. Asceza i wrodzona prostota nie pozwalały na przywiązanie jakiejkolwiek wagi do samego faktu spożywania kolacji. Ucztowanie wraz z całą rozmaitością specjalnie przygotowanych potraw, które same przez się uświetniają uroczystość, o ile stanowiło naturalny aspekt świętowania dla Babette, dla jej gości po prostu nie istniało[5].

Babette jednak pomimo oporów ze strony sióstr przekonuje je i bierze kilka dni wolnego, po to by zdobyć produkty potrzebne do „jej przedstawienia”. Po kilku dniach kucharka zdobywa wszystko, co będzie niezbędne do uroczystej kolacji. Po rozładunku luksusowych towarów, wraz ze swoimi pomocnikami bardzo dumnie, niczym na procesji, kroczy między chatami mieszkańców wioski, ażeby każdy zobaczył to co niosą. Wieśniacy obserwujący paradę „dziwnych” produktów. Przerazili się na widok tego nieznanego im „fragmentu innego świata”. Fale emocji, szok a nawet zaniepokojenie wzbudzają w nich wielkie pakunki – bryła lodu, klatka wypełniona małymi przepiórkami, żywy żółw morski i wiele butelek alkoholu (m.in. wino Clos de Vougeot – rocznik 1845, hiszpańskie sherry Amontillado i szampan Veuve Clicquot – rocznik 1860). Wszystkie towary zostały zaniesione do, ciemnej, ciasnej i sprawiającej wrażenie nieczystej, kuchni przy domu Martiny i Philippy. Przywołując słowa Joanny Drzazgi:

Uczta przygotowana przez Babette zostaje uznana za zagrożenie, szatańskie wyzwanie, któremu biesiadnicy muszą stawić czoło. Wystawieni na tak wielką próbę, postanawiają czystość duszy przeciwstawić rozkoszom ciała. W tym celu przysięgają sobie, że: ani jedno słowo nie padnie z naszych ust, będą się zachowywali tak, jakby nie mieli zmysłu smaku[6].

Najlepiej obrazuje to sen jednej z sióstr, zaraz po wizycie w owej szatańskiej kuchni. W śnie tym w płomieniach ognia i oparach czerwonego dymu widzi ona głowę wołu, żywego żółwia, Śmierć – czyli jednego z jeźdźców Apokalipsy i Babette kuszącą ją kieliszkiem czerwonego wina, które później z przewróconego dzbana wylewa się na nieskazitelnie biały obrus. Cytując dalej Joannę Drzazgę: „To, co obce i nieznane, niemal natychmiast zostaje skojarzone ze złem i szatanem”[7]. Philippa, podczas zgromadzenia mieszkańców wsi, mówi o tym, że podczas uczty będą wystawieni na wpływ demonicznych sił. Z płaczem przekazuje im wiadomość, że nie wie co dostaną do jedzenia i picia. Produkty, których nie znają, a potrzebne były do przygotowania kolacji stały się czymś na zasadzie tabu. Nieznajomość ich napawała mieszkańców lękiem przed kolacją. Postanowili pod wpływem sióstr naumyślnie stracić na jeden wieczór zmysł smaku i przyrzekli nie wypowiadać się o żadnej z podanych potraw. To jedyne co uczynili w związku z nadchodzącym posiłkiem wieczornym.
 Babette od momentu zgromadzenia przystąpiła do pracy, niemalże z rytualnym zaangażowaniem. Starannie wyjmowała alkohole ze skrzynek, ustawiając je na blacie kuchennej szafki. Segregowała produkty, przygotowywała garnki, w których będzie dokonywać się jej dzieło, a także znalazła porcelanę i srebrne tace, na których podała swoje „małe arcydzieła”. Odbiorca filmu patrzy na te wszystkie czynności z niesamowitym zaciekawieniem, ponieważ po raz pierwszy, kino tak dokładnie i tak starannie prezentuje tajniki sztuki kulinarnej – krok po kroku i od kuchni – dosłownie i w przenośni. Jak pisze w swoim artykule Bogusław Deptuła, będący redaktorem działu sztuk wizualnych w internetowym Dwutygodniku:

„Uczta Babette”, najsłynniejsze opowiadanie Karen Blixen, samo w sobie jest arcydziełem i opisuje arcydzieło, a, co dla nas najważniejsze, chodzi o arcydzieło kulinarne[8].

Arcydziełem tym i głównym momentem w filmie jest tytułowa uczta przygotowana przez Babette. Nastaje moment, kiedy młody pomocnik gospodyni Eryk oznajmia zgromadzonym gościom, że nakryto do stołu i można zacząć kolację.          
Zgromadzeni wchodzą do jasno oświetlonej jadalni, a oczom ich ukazuje się przepięknie nakryty stół. Zapewne żaden z mieszkańców małej wioski, Berlevaag, nigdy nie widział i nie spodziewał się, że będzie tak jadł. Pomimo tego, że mieszkańcy nie przywiązują uwagi do takich rzeczy na ich twarzach da się zauważyć grymas. Nie jest to jednak grymas mówiący odbiorcy o ich zaniepokojeniu – to zaskoczenie i zachwyt. Widać to bardzo wyraźnie. Nakrycie dla każdego to cztery talerze i trzy kieliszki, różnej wielkości. Żyjąca w skromności społeczność prawdopodobnie nie wiedziała, dlaczego dla każdego z nich przygotowano tak dużą ilość naczyń. 
Wśród biesiadników znalazł się również generał, bywający w stolicy Francji. Jak widz później się dowiaduje, w latach młodości i świetności Paryża, smakujący przeróżnych specjałów w najlepszych restauracjach „miasta świateł”. Przy kolacji wojskowy odgrywał rolę krytyka kulinarnego i nauczyciela, dla nieznających etykiety wieśniaków. Obrazuje to wiele scen. Społeczność zaczęła go naśladować. Choć on nie zdawał sobie z tego sprawy. Nieświadomie pokazywał, w jaki sposób powinno się traktować posiłki, które opuściły kuchnię. Choć to tylko jedzenie, trzeba podejść do niego i jego twórcy z odpowiednią godnością oraz okazać należyty mu szacunek.
Gdy zajęli miejsca, młody Eryk zaczął polewać sherry do każdego z kieliszków. Mieszkańcy Berlevaag pobłogosławili posiłek wypowiadając słowa modlitwy. Przed każdym uczestnikiem, tego „niezwykłego przedstawienia”, czekała już miseczka z gorącym wywarem. Zanim przystąpili do konsumpcji, potwierdzili jeszcze swoją przysięgę z poprzedniego wieczoru. Nie będą nic mówili na temat jedzenia, żadnych słów zachwytu. Obiecali sobie, że jedzenie nic dla nich nie będzie znaczyć. Wieczór ten ma być tylko i wyłącznie poświęcony ich Pastorowi i wspomnieniu o nim. Swojej obietnicy nie dotrzymali, choć nie powiedzieli na temat podanego posiłku ani słowa. Im bardziej się starali, tym bardziej nie wychodziło im dotrzymać danego siostrom słowa. Smak i zapach potraw wyzwolił pewną magiczną moc.

 Niezręczne milczenie przerwał generał, który naprzemiennie zaczął zachwycać się, najlepszym w jego życiu, sherry Amontillado i zupą żółwiową przygotowaną przez Babette. W tym samym czasie gospodyni, która była odpowiedzialna za tę wspaniałą ucztę dwoiła się i troiła, ażeby jak najszybciej na stole pojawiły się kolejne smakołyki:

Kamera wędruje od Babette misternie przyrządzającej posiłki do salonu, gdzie odbywa się samo przyjęcie. Te dwie sfery są całkowicie rozłączone, a nawet pozostają wobec siebie w pozornej sprzeczności. Sprzeczność ta uzewnętrznia się w kontraście między pieczołowitością przygotowań Babette a milczeniem biesiadników[9].

Kuchnia, nad którą pieczę sprawowała Babette przeistaczała się w sacrum. Była czymś tajemniczym i magicznym. Salon natomiast należał do strefy świeckiej – profanum. Biesiadnicy jedząc nie myśleli w ogóle o tym, z czego przygotowano potrawę. Nie zdawali sobie sprawy, że to, co Eryk przynosił im pięknie przyozdobione na talerzu, było kiedyś żywe. Nastąpiła przemiana podopiecznych Martiny i Philippy. Kuchnia w czasie spożywania posiłku dla nich nie istniała. Według nich człowiek nie mógł stworzyć czegoś tak smacznego i zarazem pięknego. Wszystko, co podane było mieszkańcom podczas kolacji miało w sobie pierwiastek doskonałości i boskości. W tamtej chwili właśnie to uniesienie było dla nich najważniejsze.
            W głównej scenie, reżyser ukazuje produkty, które przebyły bardzo długą drogę z Francji. Produkty niedostępne dla zwykłych ludzi. Babette przemienia je w coś niezwykle pięknego – bliny à la Demidoff, czy przepiórki w sarkofagach. Sposób, w jaki podała owoce na srebrnych paterach. Wszystko to wydaje się być pięknym snem.
Podczas tworzenia, odbiorca widzi w Babette artystkę. Tworzącą dla zaspokojenia swoich długo ukrywanych potrzeb i ambicji. Tworzy ona z wielkim zaangażowaniem i oddaniem. Produkty porozstawiane w kuchni i gotowe dania na stole w salonie, można natomiast traktować, jako małe „dzieła sztuki”:

Oglądając Ucztę Babette, nie można się oprzeć wrażeniu, że obrazy filmowe przedstawiające zgromadzone do uczty produkty, a także potrawy w trakcie i po przygotowaniu, odpowiadają temu, co w malarstwie nazywamy martwą naturą (…) Na poziomie obrazu widz, któremu niestety smakować potraw nie było dane, mógł w trakcie przygotowań kuchennych oglądać najwspanialsze „obrazy martwej natury”[10].

            Dania stworzone przez Babette, poprzez swój smak, ale również i zapach (widz niestety tego, doświadczyć nie może) sprawiają, że mieszkańcy wioski stali się bardziej otwarci i wrażliwi. Mówi o tym Wiesław Juszczak, w jednym ze swoich artykułów:

Owa uczta, będąca kreacją artystyczną, wyznacza (…) przestrzeń umożliwiającą widzenie, odczuwanie i pojmowanie całkowicie różne od „zwykłego”, potocznego czy pragmatycznego. Uczta jako dzieło sztuki stawia swoich uczestników wobec rzeczywistości pełnej odsłaniającej się we wszystkich swoich wymiarach. Zagęszczenie, intensyfikacja tego co zmysłowe jest tu taka, że doznaje jak gdyby przesilenia. Na co dzień szczelna spoistość tego co naoczne, rozstępuje się tutaj, pęka a w powstających szczelinach otwierają się niewidzialne perspektywy rzeczy, obszary: rzeczy niewidzialnych”[11].

To właśnie uroczysta, francuska kolacja sprawiła, że wszystkie niesnaski odeszły daleko i wszyscy zaczęli się miłować. Przepraszali się wzajemnie za urazy, które chowali przez wiele lat.

Kiedy na stole pojawiały się coraz to nowe posiłki, zgromadzeni biesiadnicy zaczęli wspominać z czułością Pastora. Nie sposób nie zauważyć głębokiej przemiany, która zaszła w każdym z nich:

Właśnie dlatego, że przedstawiciele kongregacji wyrzekali się zmysłowości, tak bardzo silnie ona na nich oddziałała, zmieniając zupełnie odniesienie do współwyznawców i świata. W spełnieniu tych doznał się ruch transcendencji, przekroczenia sensualności. To niezwykły paradoks, iż cel, jaki sobie ci ludzie stawiali, osiągnęli zupełnie innymi środkami niż te, które wybrali. Dążyli do doskonałości, ale jej namiastkę osiągnęli tu, gdzie jej nie szukali. Być może to zasługa Babette, która podążyła nie tyle drogą sztuki, ile miłości[12].

Zmiany te nierozerwalnie są powiązane z tym, co leżało przed nimi na talerzu. Kolejne potrawy były bardziej wymyślne i finezyjne. Purytańska społeczność otworzyła się na nowe doznania, wszystko przeżywali wewnętrznie. Poznali wyrafinowane smaki, być może ostatni raz w swoim życiu. Tak jak sobie przyrzekli, nie zachwycali się potrawami – jakby stracili zmysł smaku. Dało się natomiast zauważyć zachwyt na ich twarzach. Za każdym razem kiedy kosztowali jedzenia przygotowanego przez Babette, bądź delektowali się wyszukanym alkoholem, entuzjazm był bardzo dokładnie zobrazowany. Joanna Drzazga pisze:

Zaczynają gwałtownie i ochoczo opowiadać o cudownych czynach swego pastora, rozmawiają ze sobą niezwykle życzliwie (choć od dawna już w ten sposób nie rozmawiali), przepraszają się i wybaczają sobie wspólne pretensje i żale. Nagła zmiana w zachowaniu bohaterów, niesłychanie delikatna kreacja nastroju niezwykłości (światło, kompozycja obrazu) nie pozostawiają wątpliwości, że uczestnicy uczty doznali prawdziwego uniesienia religijnego (…) Rozkosze stołu wyzwalają uczestników uczty ku świętości. Wyrafinowane, wspaniałe potrawy stają się bezpośrednim, choć nieświadomym, operatorem kontaktu z sacrum[13].

Gabriel Axel bardzo dobre ukazał widzowi, jak powinno wyglądać przedstawienie zjawiska kulinarnego na wielkim ekranie – od produktu po gotowe danie. Nie było to bynajmniej nudne. Babette uczyniła ze zwykłej kolacji ucztę na najwyższym poziomie, godną najlepszych francuskich restauracji. Przeistoczyła ją w bardzo mistyczne przeżycie i sprawiła, że większość zmysłów tj. smak, zapach, wzrok – została przez jej uczestników zaspokojona. Doskonale wiedziała, jak należy to uczynić. Była przecież szefową kuchni w najlepszej paryskiej restauracji tamtego okresu – Cafe Anglais. Jednak na sukcesie artystki zaważyło coś jeszcze. Kochała to, co robiła i w swoją pracę włożyła wiele miłości. To właśnie przełożyło się na smak i wygląd potraw.

Uczta Babette jest niezwykłym przeżyciem dla widza. To prawdziwa uczta dla oczu. Każdy, kto obserwuje główny wątek filmu, czyli kolację, upaja się scenami, w trakcie których tytułowa bohaterka przygotowuje i serwuje kolejne posiłki. Jestem pewien, że każdy chciałby, chociaż raz uczestniczyć w tak wspaniałym i magicznym wydarzeniu. 
Oczywiście już wcześniej w niektórych obrazach filmowych odbiorca miał do czynienia ze zjawiskami kulinarnymi innej maści, w postaci np. gotowego obiadu. Jednak nie w tak niezwykłym wydaniu. W Uczcie Babette może zobaczyć wszystko „od kuchni”, zaryzykuję nawet stwierdzenie, że można wcielić się w rolę podglądacza i wraz z uczestnikami tego niezwykłego wieczoru przeżyć coś mistycznego.


[1] Uczta Babette ("Babette Feast"), 1987, Dania, reżyseria: Gabriel Axel, scenariusz: Gabriel Axel, Isak Dinesen (na podstawie powieści Karen Blixen, pod tym samym tytułem).
[2] K. Blixen, Uczta Babette i inne opowieści o przeznaczeniu, tłum. W. Juszczak, Poznań 2007, s. 27.
[3] K. Blixen, op. cit., s. 34.
[4] J. Drzazga, Antropologiczna analiza obrazu ucztowania w dziele Gabriela Axela Uczta Babette, [w:] Kwartalnik filmowy, nr 33 (wiosna), 2001, s. 227.
[5] J. Drzazga, ibidem, s. 228.
[6] J. Drzazga, ibidem, s. 229.
[7] J. Drzazga, ibidem, s. 228.
[8] Słowa Bogusława Deptuły, zob. http://www.dwutygodnik.com.pl/artykul/669-literatura-od-kuchni-kuchnia-przemienienia.html, data dostępu: 14/01/2011.
[9] J. Drzazga, op. cit., s. 236.
[10] J. Drzazga, ibidem, s. 240.
[11] W. Juszczak, Dzieło a „granica sensu”, „Konteksty. Polska Sztuka Ludowa” 1992, nr 3/4, s. 75.
[12] W. Frąc, Obiektywizm subiektywnych pragnień. Transcendencja zamysłowości w Uczcie Babette Gabriela Axela, [w:] Kwartalnik filmowy, nr 66 (lato), 2009, s. 180 – 181.
[13] J. Drzazga, op. cit., s. 230.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz