„W tym oto odległym zakątku
świata żyły raz dwie siostry. Obie były już nie pierwszej młodości. Na chrzcie
otrzymały imiona Martina i Philippa (…)”[1].
Tymi słowami rozpoczyna się prawie dwugodzinny
seans prostego w formie, choć wspaniałego kina, które stworzył w roku 1987,
wspomniany już wcześniej, reżyser duński Gabriel Axel. Uczta Babette jest historią pewnej,
niewielkiej, purytańskiej społeczności na jednym z odległych wybrzeży Danii.
To
niezwykła historia dwóch sióstr, wychowywanych przez konserwatywnego ojca –
Pastora, sprawującego również pieczę nad mieszkańcami wioski Berlevaag. Nie potrzeba
im zbyt wiele. Należą oni do religijnej sekty, stworzonej przez największy
autorytet, którym w wiosce jest owy Pastor. Obserwując początek filmu można
powiedzieć, że prowadzą oni ortodoksyjny tryb życia. Mieszkają w skromnych
chatach pokrytych strzechami, zawsze chodzą ubrani na czarno i bardzo często
spotykają się w kościele na nabożeństwach, na których śpiewają pieśni wielbiące
Boga. Karen Blixen w swojej powieści tak opisuje członków tej społeczności:
(…) wyrzekali się rozkoszy tego świata, bo ziemia i wszystko co ziemskie
było dla nich rodzajem ułudy, a rzeczywistość prawdziwą stanowiła Nowa
Jeruzalem[2].
Niestety
w życiu zawsze przychodzi taki moment, kiedy kończy się pewien etap – w filmie
jest to śmierć ojca Martiny i Philippy. Koniec ten jest jednak dla mieszkańców
początkiem czegoś nowego i nieznanego. Siostry zostają zmuszone do przejęcia
schedy i zaopiekowania się mieszkańcami wioski. Widać to szczególnie w
pierwszej scenie filmu, kiedy odwiedzają domy chorych sąsiadów, opiekując się
nimi i przynosząc im ascetyczne posiłki. Co tydzień, ażeby podtrzymać tradycję
organizują również spotkania, na których czytają Pismo Święte.
Momentem
nowego początku jest pojawienie się, w ponury i deszczowy wieczór, tytułowej
bohaterki Babette. Jest nią Francuzka, polecona przez znajomego sióstr z lat
młodości, śpiewaka operowego z Paryża – Achille Papina, odwiedzającego niegdyś
Berlevaag ze względów zdrowotnych. „Babette umie gotować”[3] tak w liście chwalił
swoją podopieczną. Początkowo siostry ze
względów finansowych nie chciały jej przyjąć. Po dłuższej rozmowie jednak
decydują się na to, by Babette zamieszkała z nimi w zamian za wikt i opierunek.
To wielki zwrot w jej życiu. Nie mając już nikogo we Francji pragnie za wszelką
cenę zacząć życie w Danii. Obcym dla niej kraju, wiosce o swoistych obyczajach
i tradycjach oraz wśród społeczności, której nie zna.
Nowej
gospodyni Martina, jako pierwsze miejsce pokazuje kuchnię i uczy ją przyrządzać
rybę oraz polewkę chlebową z dodatkiem angielskiego piwa, którymi głównie żywią
się mieszkańcy. Scena ta ukazana, jako pierwsza z wielu kulinarnych w filmie,
jest dość niezwykła. Jedna z sióstr, nie wiedząc, że ma do czynienia ze
znakomitą kucharką pokazuje Babette prostotę, z jaką można przygotować posiłek.
Nowa lokatorka, trochę ze zdziwieniem, trochę z niedowierzaniem przygląda się
temu z boku. Decyduje się postępować zgodnie z panującymi w domu regułami. Tak
opisuje asymilację Babette w nowym środowisku, Joanna Drzazga:
Babette przejmuje obowiązki gospodyni domu. Uczy się
języka przez gotowanie. Pokaz przyrządzenia ryby i polewki piwnej staje się
rzeczywistym punktem z obcym światem. Ascetyczność potrawy, jej przeznaczenie
jako pokarm dla biednych, odsłaniają Babette podstawowe czynniki kształtujące
nową dla niej rzeczywistość. Pomagając siostrom, robiąc zakupy, krzątając się w
kuchni, Babette spędza czternaście długich lat. W tym czasie niewielka
społeczność religijna zaczyna przeżywać poważny kryzys, między jej uczestników
wdziera się niezgoda i zazdrość, obwiniająca martwicę wiary[4].
Jeszcze wtedy Martina
i Philippa, ani żaden z mieszkańców Berlevaag, nie zdawał sobie sprawy, jak ta
cicha i skromna Francuzka zmieni życie konserwatywnych wieśniaków.
Uczta Babette to film dopracowany w każdym szczególe.
Zwłaszcza kulinarnym. To właśnie tytułowa uczta jest głównym wątkiem filmowym,
prezentującym pokaz nieprzeciętnych umiejętności kulinarnych, wręcz artyzmu.
Scena filmu, w której widz ma okazję zobaczyć kolację prezentuje sposób, w jaki
jedzenie smaczne, a zarazem podane w piękny sposób może być wspaniałym
doznaniem zmysłowym. Pokazuje również jak owa wieczerza wpływa na uczucia
ludzi. Jest to nie tylko uczta dla oczu, ale także lekarstwo dla duszy.
Szare
życie Babette pośród ascetów zmienia się wraz z pewnym mroźnym porankiem, kiedy
to listonosz przynosi do domu sióstr telegram zaadresowany do Babette. Tytułowa
bohaterka dzięki przyjacielowi mieszkającemu we Francji, wygrywa na loterii
dziesięć tysięcy franków. Decyduje się wtedy na poważną rozmowę ze swoimi
chlebodawczyniami.
Babette
prosi je o możność przygotowania uroczystej kolacji. Ma ona odbyć się w setną
rocznicę urodzin ich ojca. Przedstawia siostrom możliwość zaaranżowania przez
nią francuskiej kolacji dla nich i innych mieszkańców Berlevaag. Jest to jej
pierwsza prośba od kilkunastu lat, więc siostry, choć z nieukrywaną niechęcią,
zgadzają się by ich gospodyni zajęła się wieczerzą. Boją się tego, co
nadejdzie. Lękają się również nieznajomości wyobraźni swojej gospodyni.
Przecież zawsze gotowała według ich reguł. Ustalone były one od lat i stały się
swego rodzaju tradycją. Joanna Drzazga tak komentuje ten niepokój:
Kiedy siostry przekonują się, na co wyraziły zgodę,
ogarnia je przerażenie. Uczczenie setnej rocznicy urodzin pastora miało być w
ich zamyśle skromną uroczystością religijną. Religijną, to oznacza taką, w
trakcie której uczestnicy wspominają imię pastora i oddają się modlitwie.
Asceza i wrodzona prostota nie pozwalały na przywiązanie jakiejkolwiek wagi do
samego faktu spożywania kolacji. Ucztowanie wraz z całą rozmaitością specjalnie
przygotowanych potraw, które same przez się uświetniają uroczystość, o ile
stanowiło naturalny aspekt świętowania dla Babette, dla jej gości po prostu nie
istniało[5].
Babette
jednak pomimo oporów ze strony sióstr przekonuje je i bierze kilka dni wolnego,
po to by zdobyć produkty potrzebne do „jej przedstawienia”. Po kilku dniach
kucharka zdobywa wszystko, co będzie niezbędne do uroczystej kolacji. Po
rozładunku luksusowych towarów, wraz ze swoimi pomocnikami bardzo dumnie,
niczym na procesji, kroczy między chatami mieszkańców wioski, ażeby każdy
zobaczył to co niosą. Wieśniacy obserwujący paradę „dziwnych” produktów.
Przerazili się na widok tego nieznanego im „fragmentu innego świata”. Fale
emocji, szok a nawet zaniepokojenie wzbudzają w nich wielkie pakunki – bryła
lodu, klatka wypełniona małymi przepiórkami, żywy żółw morski i wiele butelek
alkoholu (m.in. wino Clos de Vougeot –
rocznik 1845, hiszpańskie sherry
Amontillado i szampan Veuve Clicquot
– rocznik 1860). Wszystkie towary zostały zaniesione do, ciemnej, ciasnej i
sprawiającej wrażenie nieczystej, kuchni przy domu Martiny i Philippy. Przywołując
słowa Joanny Drzazgi:
Uczta przygotowana przez Babette zostaje uznana za
zagrożenie, szatańskie wyzwanie, któremu biesiadnicy muszą stawić czoło.
Wystawieni na tak wielką próbę, postanawiają czystość duszy przeciwstawić
rozkoszom ciała. W tym celu przysięgają sobie, że: ani jedno słowo nie padnie z naszych ust, będą się zachowywali tak, jakby nie mieli zmysłu smaku[6].
Najlepiej
obrazuje to sen jednej z sióstr, zaraz po wizycie w owej szatańskiej kuchni. W
śnie tym w płomieniach ognia i oparach czerwonego dymu widzi ona głowę wołu,
żywego żółwia, Śmierć – czyli jednego z jeźdźców Apokalipsy i Babette kuszącą
ją kieliszkiem czerwonego wina, które później z przewróconego dzbana wylewa się
na nieskazitelnie biały obrus. Cytując dalej Joannę Drzazgę: „To, co obce i
nieznane, niemal natychmiast zostaje skojarzone ze złem i szatanem”[7]. Philippa, podczas
zgromadzenia mieszkańców wsi, mówi o tym, że podczas uczty będą wystawieni na
wpływ demonicznych sił. Z płaczem przekazuje im wiadomość, że nie wie co
dostaną do jedzenia i picia. Produkty, których nie znają, a potrzebne były do
przygotowania kolacji stały się czymś na zasadzie tabu. Nieznajomość ich
napawała mieszkańców lękiem przed kolacją. Postanowili pod wpływem sióstr
naumyślnie stracić na jeden wieczór zmysł smaku i przyrzekli nie wypowiadać się
o żadnej z podanych potraw. To jedyne co uczynili w związku z nadchodzącym
posiłkiem wieczornym.
Babette od momentu zgromadzenia przystąpiła do
pracy, niemalże z rytualnym zaangażowaniem. Starannie wyjmowała alkohole ze
skrzynek, ustawiając je na blacie kuchennej szafki. Segregowała produkty,
przygotowywała garnki, w których będzie dokonywać się jej dzieło, a także
znalazła porcelanę i srebrne tace, na których podała swoje „małe arcydzieła”.
Odbiorca filmu patrzy na te wszystkie czynności z niesamowitym zaciekawieniem,
ponieważ po raz pierwszy, kino tak dokładnie i tak starannie prezentuje tajniki
sztuki kulinarnej – krok po kroku i od kuchni – dosłownie i w przenośni. Jak
pisze w swoim artykule Bogusław Deptuła, będący redaktorem działu sztuk
wizualnych w internetowym Dwutygodniku:
„Uczta Babette”,
najsłynniejsze opowiadanie Karen Blixen, samo w sobie jest arcydziełem
i opisuje arcydzieło, a, co dla nas najważniejsze, chodzi
o arcydzieło kulinarne[8].
Arcydziełem
tym i głównym momentem w filmie jest tytułowa uczta przygotowana przez Babette.
Nastaje moment, kiedy młody pomocnik gospodyni Eryk oznajmia zgromadzonym
gościom, że nakryto do stołu i można zacząć kolację.
Zgromadzeni
wchodzą do jasno oświetlonej jadalni, a oczom ich ukazuje się przepięknie
nakryty stół. Zapewne żaden z mieszkańców małej wioski, Berlevaag, nigdy nie
widział i nie spodziewał się, że będzie tak jadł. Pomimo tego, że mieszkańcy
nie przywiązują uwagi do takich rzeczy na ich twarzach da się zauważyć grymas.
Nie jest to jednak grymas mówiący odbiorcy o ich zaniepokojeniu – to
zaskoczenie i zachwyt. Widać to bardzo wyraźnie. Nakrycie dla każdego to cztery
talerze i trzy kieliszki, różnej wielkości. Żyjąca w skromności społeczność
prawdopodobnie nie wiedziała, dlaczego dla każdego z nich przygotowano tak dużą
ilość naczyń.
Wśród
biesiadników znalazł się również generał, bywający w stolicy Francji. Jak widz
później się dowiaduje, w latach młodości i świetności Paryża, smakujący
przeróżnych specjałów w najlepszych restauracjach „miasta świateł”. Przy
kolacji wojskowy odgrywał rolę krytyka kulinarnego i nauczyciela, dla
nieznających etykiety wieśniaków. Obrazuje to wiele scen. Społeczność zaczęła
go naśladować. Choć on nie zdawał sobie z tego sprawy. Nieświadomie pokazywał,
w jaki sposób powinno się traktować posiłki, które opuściły kuchnię. Choć to
tylko jedzenie, trzeba podejść do niego i jego twórcy z odpowiednią godnością
oraz okazać należyty mu szacunek.
Gdy
zajęli miejsca, młody Eryk zaczął polewać sherry do każdego z kieliszków.
Mieszkańcy Berlevaag pobłogosławili posiłek wypowiadając słowa modlitwy. Przed
każdym uczestnikiem, tego „niezwykłego przedstawienia”, czekała już miseczka z
gorącym wywarem. Zanim przystąpili do konsumpcji, potwierdzili jeszcze swoją
przysięgę z poprzedniego wieczoru. Nie będą nic mówili na temat jedzenia,
żadnych słów zachwytu. Obiecali sobie, że jedzenie nic dla nich nie będzie
znaczyć. Wieczór ten ma być tylko i wyłącznie poświęcony ich Pastorowi i
wspomnieniu o nim. Swojej obietnicy nie dotrzymali, choć nie powiedzieli na
temat podanego posiłku ani słowa. Im bardziej się starali, tym bardziej nie
wychodziło im dotrzymać danego siostrom słowa. Smak i zapach potraw wyzwolił
pewną magiczną moc.
Niezręczne
milczenie przerwał generał, który naprzemiennie zaczął zachwycać się,
najlepszym w jego życiu, sherry
Amontillado i zupą żółwiową przygotowaną przez Babette. W tym samym czasie
gospodyni, która była odpowiedzialna za tę wspaniałą ucztę dwoiła się i troiła,
ażeby jak najszybciej na stole pojawiły się kolejne smakołyki:
Kamera wędruje od Babette misternie przyrządzającej
posiłki do salonu, gdzie odbywa się samo przyjęcie. Te dwie sfery są całkowicie
rozłączone, a nawet pozostają wobec siebie w pozornej sprzeczności. Sprzeczność
ta uzewnętrznia się w kontraście między pieczołowitością przygotowań Babette a
milczeniem biesiadników[9].
Kuchnia,
nad którą pieczę sprawowała Babette przeistaczała się w sacrum. Była czymś
tajemniczym i magicznym. Salon natomiast należał do strefy świeckiej –
profanum. Biesiadnicy jedząc nie myśleli w ogóle o tym, z czego przygotowano
potrawę. Nie zdawali sobie sprawy, że to, co Eryk przynosił im pięknie
przyozdobione na talerzu, było kiedyś żywe. Nastąpiła przemiana podopiecznych
Martiny i Philippy. Kuchnia w czasie spożywania posiłku dla nich nie istniała.
Według nich człowiek nie mógł stworzyć czegoś tak smacznego i zarazem pięknego.
Wszystko, co podane było mieszkańcom podczas kolacji miało w sobie pierwiastek
doskonałości i boskości. W tamtej chwili właśnie to uniesienie było dla nich
najważniejsze.
W głównej scenie, reżyser ukazuje
produkty, które przebyły bardzo długą drogę z Francji. Produkty niedostępne dla
zwykłych ludzi. Babette przemienia je w coś niezwykle pięknego – bliny à la Demidoff, czy przepiórki w sarkofagach. Sposób, w
jaki podała owoce na srebrnych paterach. Wszystko to wydaje się być pięknym
snem.
Podczas
tworzenia, odbiorca widzi w Babette artystkę. Tworzącą dla zaspokojenia swoich
długo ukrywanych potrzeb i ambicji. Tworzy ona z wielkim zaangażowaniem i
oddaniem. Produkty porozstawiane w kuchni i gotowe dania na stole w salonie,
można natomiast traktować, jako małe „dzieła sztuki”:
Oglądając Ucztę Babette, nie można się oprzeć
wrażeniu, że obrazy filmowe przedstawiające zgromadzone do uczty produkty, a
także potrawy w trakcie i po przygotowaniu, odpowiadają temu, co w malarstwie
nazywamy martwą naturą (…) Na poziomie obrazu widz, któremu niestety smakować
potraw nie było dane, mógł w trakcie przygotowań kuchennych oglądać
najwspanialsze „obrazy martwej natury”[10].
Dania stworzone przez Babette,
poprzez swój smak, ale również i zapach (widz niestety tego, doświadczyć nie
może) sprawiają, że mieszkańcy wioski stali się bardziej otwarci i wrażliwi.
Mówi o tym Wiesław Juszczak, w jednym ze swoich artykułów:
Owa uczta, będąca kreacją artystyczną, wyznacza (…)
przestrzeń umożliwiającą widzenie, odczuwanie i pojmowanie całkowicie różne od
„zwykłego”, potocznego czy pragmatycznego. Uczta jako dzieło sztuki stawia
swoich uczestników wobec rzeczywistości pełnej odsłaniającej się we wszystkich
swoich wymiarach. Zagęszczenie, intensyfikacja tego co zmysłowe jest tu taka,
że doznaje jak gdyby przesilenia. Na co dzień szczelna spoistość tego co
naoczne, rozstępuje się tutaj, pęka a w powstających szczelinach otwierają się
niewidzialne perspektywy rzeczy, obszary: rzeczy niewidzialnych”[11].
To właśnie uroczysta,
francuska kolacja sprawiła, że wszystkie niesnaski odeszły daleko i wszyscy
zaczęli się miłować. Przepraszali się wzajemnie za urazy, które chowali przez
wiele lat.
Kiedy na stole
pojawiały się coraz to nowe posiłki, zgromadzeni biesiadnicy zaczęli wspominać
z czułością Pastora. Nie sposób nie zauważyć głębokiej przemiany, która zaszła
w każdym z nich:
Właśnie dlatego, że przedstawiciele kongregacji
wyrzekali się zmysłowości, tak bardzo silnie ona na nich oddziałała, zmieniając
zupełnie odniesienie do współwyznawców i świata. W spełnieniu tych doznał się
ruch transcendencji, przekroczenia sensualności. To niezwykły paradoks, iż cel,
jaki sobie ci ludzie stawiali, osiągnęli zupełnie innymi środkami niż te, które
wybrali. Dążyli do doskonałości, ale jej namiastkę osiągnęli tu, gdzie jej nie
szukali. Być może to zasługa Babette, która podążyła nie tyle drogą sztuki, ile
miłości[12].
Zmiany te
nierozerwalnie są powiązane z tym, co leżało przed nimi na talerzu. Kolejne
potrawy były bardziej wymyślne i finezyjne. Purytańska społeczność otworzyła
się na nowe doznania, wszystko przeżywali wewnętrznie. Poznali wyrafinowane
smaki, być może ostatni raz w swoim życiu. Tak jak sobie przyrzekli, nie
zachwycali się potrawami – jakby stracili zmysł smaku. Dało się natomiast
zauważyć zachwyt na ich twarzach. Za każdym razem kiedy kosztowali jedzenia
przygotowanego przez Babette, bądź delektowali się wyszukanym alkoholem,
entuzjazm był bardzo dokładnie zobrazowany. Joanna Drzazga pisze:
Zaczynają gwałtownie i ochoczo opowiadać o cudownych
czynach swego pastora, rozmawiają ze sobą niezwykle życzliwie (choć od dawna
już w ten sposób nie rozmawiali), przepraszają się i wybaczają sobie wspólne
pretensje i żale. Nagła zmiana w zachowaniu bohaterów, niesłychanie delikatna
kreacja nastroju niezwykłości (światło, kompozycja obrazu) nie pozostawiają
wątpliwości, że uczestnicy uczty doznali prawdziwego uniesienia religijnego (…)
Rozkosze stołu wyzwalają uczestników uczty ku świętości. Wyrafinowane,
wspaniałe potrawy stają się bezpośrednim, choć nieświadomym, operatorem
kontaktu z sacrum[13].
Gabriel
Axel bardzo dobre ukazał widzowi, jak powinno wyglądać przedstawienie zjawiska
kulinarnego na wielkim ekranie – od produktu po gotowe danie. Nie było to
bynajmniej nudne. Babette uczyniła ze zwykłej kolacji ucztę na najwyższym
poziomie, godną najlepszych francuskich restauracji. Przeistoczyła ją w bardzo
mistyczne przeżycie i sprawiła, że większość zmysłów tj. smak, zapach, wzrok –
została przez jej uczestników zaspokojona. Doskonale wiedziała, jak należy to
uczynić. Była przecież szefową kuchni w najlepszej paryskiej restauracji
tamtego okresu – Cafe Anglais. Jednak
na sukcesie artystki zaważyło coś jeszcze. Kochała to, co robiła i w swoją
pracę włożyła wiele miłości. To właśnie przełożyło się na smak i wygląd potraw.
Uczta Babette jest niezwykłym przeżyciem dla widza. To
prawdziwa uczta dla oczu. Każdy, kto obserwuje główny wątek filmu, czyli
kolację, upaja się scenami, w trakcie których tytułowa bohaterka przygotowuje i
serwuje kolejne posiłki. Jestem pewien, że każdy chciałby, chociaż raz
uczestniczyć w tak wspaniałym i magicznym wydarzeniu.
Oczywiście
już wcześniej w niektórych obrazach filmowych odbiorca miał do czynienia ze
zjawiskami kulinarnymi innej maści, w postaci np. gotowego obiadu. Jednak nie w
tak niezwykłym wydaniu. W Uczcie Babette może zobaczyć wszystko „od kuchni”, zaryzykuję nawet
stwierdzenie, że można wcielić się w rolę podglądacza i wraz z uczestnikami
tego niezwykłego wieczoru przeżyć coś mistycznego.
[1] Uczta Babette ("Babette
Feast"),
1987, Dania, reżyseria: Gabriel Axel, scenariusz: Gabriel Axel, Isak Dinesen
(na podstawie powieści Karen Blixen, pod tym samym tytułem).
[2] K. Blixen, Uczta Babette i inne opowieści o
przeznaczeniu, tłum. W. Juszczak, Poznań 2007, s. 27.
[3] K. Blixen, op. cit., s. 34.
[4] J. Drzazga, Antropologiczna analiza obrazu ucztowania w
dziele Gabriela Axela Uczta Babette, [w:] Kwartalnik filmowy, nr 33 (wiosna), 2001, s. 227.
[5] J. Drzazga, ibidem, s. 228.
[6] J. Drzazga, ibidem, s. 229.
[7] J. Drzazga, ibidem, s. 228.
[8] Słowa Bogusława Deptuły,
zob. http://www.dwutygodnik.com.pl/artykul/669-literatura-od-kuchni-kuchnia-przemienienia.html,
data dostępu: 14/01/2011.
[9] J. Drzazga, op. cit., s. 236.
[10] J. Drzazga, ibidem, s. 240.
[11] W. Juszczak, Dzieło a „granica sensu”, „Konteksty.
Polska Sztuka Ludowa” 1992, nr 3/4, s. 75.
[12] W. Frąc, Obiektywizm subiektywnych pragnień.
Transcendencja zamysłowości w Uczcie Babette Gabriela Axela, [w:] Kwartalnik filmowy, nr 66 (lato), 2009,
s. 180 – 181.
[13] J. Drzazga, op. cit., s. 230.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz