„Kino zastępuje
życie i jest lepsze od życia, więc gdy się w nim doznało gastronomii, nie
wypada jej niepotrzebnie na miejscu uzupełniać”[1] – jak
zauważył wybitny krytyk i eseista Zygmunt Kałużyński, w swoim felietonie
zatytułowanym Filmowa karta dań. W
zdaniu tym jest swoista prawda. Może nie dosłownie kino może zastąpić życie,
ale w wielu przypadkach odbiorca może utożsamić się z prezentowaną fabułą lub
bohaterem filmowym. W dzisiejszych czasach, kiedy większość ludzi żyje w „biegu”
i na nic nie ma czasu, kino może być odskocznią od szarej rzeczywistości, która
nas otacza.
Zanim jednak pojawiły się filmy o tematyce kulinarnej, czy później
program kulinarny sztuka kulinarna pojawiała się często w innych formach. Na
początku był przepis, który z czasem ewoluował. Waldemar Żarski w swojej
książce Książka kucharska jako tekst
przytacza:
W średniowieczu przepisy
mogły występować pojedynczo w formie zapisków sporządzanych na marginesach
innych tekstów, np. recept medycznych czy ksiąg domowych lub jako samodzielne
teksty tworzące większe zbiory, czyli książki kucharskie[2].
Z wielu przepisów stworzono
książkę kucharską, by później mogły powstać poradniki i czasopisma kulinarne. Przez
długi okres to właśnie one były tym medium, propagującym szeroko pojętą sztukę
i zjawisko kulinarne. Pierwsze polskie poradniki kulinarne, różnego rodzaju
periodyki o tej tematyce i czysto kulinarne „książeczki z przepisami” np. Dobra Gospodyni czy Bluszcz były przedwstępem do zgłębienia owej tematyki jeszcze
bardziej i tworzenia programów kulinarnych oraz filmów traktujących o
gastronomii.
Sztuka kulinarna tak szeroko propagowana przez słowo pisane, czy media
elektroniczne to jedna z naturalnych i niezbędnych do prawidłowego
funkcjonowania potrzeb. Coraz więcej ludzi przyzwyczaja się do jedzenia „na
mieście”. Żarski pisze: „W każdej społeczności pożywienie pełni funkcje
społeczne odzwierciedlające określone paradygmaty kulturowe”[3].
Gastronomia natomiast, coraz częściej pojawiająca się w obrazach filmowych,
jest smakowitym dodatkiem, który ubarwia całe przedstawienie i pobudza zmysły.
Jednak nie tylko ubarwia, ale również może być swego rodzaju metaforą, mającą
za zadanie skłonienie odbiorcy do różnych przemyśleń, na temat prezentowanych
zjawisk.
W historii polskiej kinematografii
próżno szukać przykładów zjawisk kulinarnych, przedstawionych w pełnym tego
słowa znaczeniu. W ojczystych filmach jest ich jak na lekarstwo, a jeżeli już
takowe się znajdzie to nie mają one zupełnie głębszego sensu. Są to zazwyczaj
nic nieznaczące śniadania, obiady albo kolacje, trwające dosłownie chwilę,
będące w filmie tłem, zazwyczaj, ważnej rozmowy. Inaczej jest w kinie
światowym. Filmy innych krajów, w przeciwieństwie do kina polskiego, w
większości ukazują wiele obrazów prezentujących sztukę kulinarną. W produkcjach
obcego pochodzenia jedna ze scen może przedstawiać takie zjawisko, ale równie
dobrze może traktować o nim cały film.
Na czym polega ten fenomen? Postaram się przeanalizować tę kwestię w
prezentowanym rozdziale. Chciałbym również szerzej omówić wybrane filmy, w
których reżyserzy większość fabuły poświęcili prezentacji zjawiska kulinarnego.
„Gotowanie na ekranie” ma swoją dobrą stronę – może
poszerzyć kulinarne horyzonty odbiorcy. Może bawić, – bo przecież gotowanie to
zabawa, rozbudzić apetyt i w oczywisty sposób sugerować, że najwyższy czas
dać sobie spokój z ziemniakami, schabowym, zasmażaną kapustą i zabrać się
za coś bardziej twórczego i interesującego.
Jako pierwszy postanowiłem przytoczyć film, którego reżyserem był Duńczyk
Gabriel Axel. Nakręcono go na podstawie noweli Babette’s Feast – Uczta
Babette[4], wchodzącej w skład
książki pt. Anecdotes of Destiny – Anegdoty o przeznaczeniu[5].
Autorką tej opowieści jest pisarka Karen Blixen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz