poniedziałek, 16 lutego 2015

...cudownie kipi "brytyjskością"...


Colina uwielbiam od zawsze, więc był mus zobaczyć ten film. Tym bardziej, że czekałem na niego ponad pół roku. Od dłuższego czasu nie opuszczam filmów z jego udziałem. Kiedy tylko wychodzi nowy czym prędzej biegnę do kina. Zaczęło się od "Samotnego mężczyzny", który wg mnie był jego przełomową rolą. Ale na temat. Mamy nową produkcję , którą serwuje nam Matthew Vaughn (np. X-Men: Pierwsza klasa)... Jak mu wyszło tym razem...?

Agent tajnej służby Harry Hart / Galahad (Colin Firth) ma za zadanie zwerbowanie młodą osobę, która weźmie udział w szkoleniu, a następnie zasiądzie razem z innymi agentami w elitarnej jednostce chroniącej bezpieczeństwo świata, coś pokroju MI6. Jego kandydat to syn byłego przyjaciela, który uratował życie Harrego podczas jednej z akcji. Gary "Eggsy" Unwin (przystojniak Taron Egerton) to typowy młody Brytyjczyk pochodzący ze wschodniego Londynu. Nie stroniący od problemów z władzami chłopak, będzie musiał obrócić swoje życie o 360 stopni, ażeby udowodnić Harremu że nie jest tylko zepsutym, zbuntowanym chłopaczkiem... Prawdziwym egzaminem będzie tajemniczy Valentine (Samuel L. Jackson) i jego szalony pomysł zagrażający życiu na Ziemi...

Historia to mieszanka Igrzysk Śmierci, Bonda i Johnnego English'a. Ale to tylko powłoka :) Piszę tak ponieważ momentami Kingsman przypominał po trosze każdy z nich. Ale tylko momentami. Przede wszystkim trzeba pochwalić grę aktorską trzech wspomnianych wyżej panów. Aż miło siedzi się w fotelu kiedy jednak plejada gwiazd nie zawodzi Twoich oczekiwań. Uśmiech nie schodzi z twarzy. Połączenie tych artystów i dialogi w filmie to istna mieszanka wybuchowa. Kolejnym elementem są fenomenalne i nowatorsko przedstawione sceny walki, nierzadko przy użyciu gadżetów, których nie powstydziłby się sam James Bond! Wyśmienita pierwsza scena walki w otoczeniu starego angielskiego pubu, a jest ich dużo więcej. I ten Guinness... Brytyjskością aż KIPI i to był kolejny element bardzo łechtający moje poczucie estetyczne. Od zawsze kocham Wielką Brytanię i wszystko co z nią związane. Tu miałem po trochu wszystkiego. Zestawienie posh accent z cockney accent to po prostu miód na moje uszy!!!

Film na początku mnie trochę zdziwił, wydawał się nudny. Po czasie jednak zwrot za zwrotem akcji nie pozwala spokojnie usiedzieć w fotelu. Bardzo dobre efekty specjalne i jeszcze raz niesamowite zwroty akcji. Cieszę się też, że film nie jest podzielony na trzy części i jeszcze trzecia część na dwie części - jak to ostatnio modne! Wystraszyłem się jednak, ponieważ ma pewien moment, w którym widz myśli: Kurwa nie nie nie tylko nie koniec, nie każcie czekać mi rok na kolejną cześć! Na szczęście tak się nie dzieje. Akcja toczy się dalej. Film jest bardzo poukładany z podziałem na dwie części: wprowadzenie, historia i przedstawienie postaci oraz sama akcja. Razem tworzy to spójny i płynny obraz, na który patrzy się z przyjemnością. I ten angielski humor - KOCHAM!!! Jednym słowem film trafiony w moją "brytyjską" głowę w 100 %! Wydaje mi się jednak, że film znajdzie zwolenników i wrogów. Taki właśnie będzie podział. Nie będzie niczego pomiędzy... Moja ocena to 8/10 i jeszcze nie raz do niego wrócę - dla Colina, dla Tarona, ale Londynu, dla cudownej brytyjskości, dla wspaniałego COCKNEY ACCENT i dla Samuela, który wg mnie zagrał w filmie bardzo, bardzo dobrze... No więc do kin moi drodzy i albo za polecenie obsypcie mnie płatkami róż albo wylejcie na mnie wiadro pomyj. Ja POLECAM...!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz