Kolejny obraz filmowy to historia
lekka i przyjemna. Bez ukrytych metafor. Można powiedzieć, że odbiorca ma
podane wszystko jak „na talerzu”. Jego zadaniem jest tylko oczyszczenie myśli i
poddanie się magii zjawisk kulinarnych prezentowanych w następnym filmie pt. Julie & Julia.
Jest w nim co obserwować, gdyż
jedzenia, gotowania i szeroko pojętych kulinariów w całym obrazie filmowym jest
całkiem sporo. Zupełnie inaczej niż w Uczcie
Babette, sztuka kulinarna nie jest skupiona w jednym fragmencie. W Julie & Julia swobodnie przeplata
się ona z fabułą i historiami obu bohaterek. Reżyserka zdecydowała się na
dawkowanie zjawiska kulinarnego widzowi. Nagromadzenie go w jednym momencie,
mogłoby wywołać „estetyczną niestrawność”.
Film nakręcono na podstawie opowiadania Julie Powell pt. Julie and Julia: 365 Days, 524 Recipes, 1 Tiny Apartment Kitchen. Historia opowiedziana
została oscylując wokół dwóch autentycznych historii. Mówi o życiu całkowicie różniących się od siebie kobiet. Żyjących w
zupełnie innych światach i na przestrzeni różnych lat. Dzieliło je praktycznie
wszystko wiek, status społeczny, ale również podejście do życia.
Kobietami tymi były, znana w całych Stanach Zjednoczonych, kucharka Julia
Child i niespełniona pisarka, aczkolwiek początkująca blogerka Julie Powell.
Choć historie ich były zupełnie różne, łączyło je coś, co pozwoliło reżyserce
Norze Ephron zebrać fabułę filmową w jedną całość. Ich pasją było gotowanie.
Kochały to i o tym właśnie traktuje Julie & Julia. O pasji, jaką
może być gotowanie i jedzenie. Pokazuje też, jaką przyjemność człowiek może
czerpać z tych zajęć, które towarzyszą mu od początku jego istnienia. W filmie nie ma miejsca na długie i nudnawe
wstępy. Bohaterki tej historii widz
poznaje od razu.
Pierwsze sceny przenoszą odbiorcę
do miejscowości, gdzie poznaje Julię i jej męża Paula. Zatrzymują się po drodze do Paryża, ażeby po
długiej podróży zaspokoić nieznośne uczucie głodu. Miastem, które wybrali na
przerwę w podróży, jest piękne Rouen, położone w Górnej Normandii. Już wtedy na
ekranie obserwować można pierwszą i jedną z wielu scen, w których jawi się,
prezentowana w rozdziale szeroko pojęta, sztuka kulinarna.
Reżyserka niemalże od początku
próbuje jak najsilniej oddziaływać na obserwatorów i pobudzić ich kubki
smakowe. Scena w małej, francuskiej i przede wszystkim przytulnej restauracji
oraz kelner niosący do stolika patelnię ze skwierczącą na maśle solą sprawia,
że Julia zakochuje się bezpamiętnie w kuchni francuskiej. O pierwszym posiłku,
który zjedli we Francji powiedziała później, że był jednym z najbardziej
ekscytujących momentów w jej życiu. Tak opisuje tamtą chwilę w swoich
wspomnieniach:
Rouen słynie z potraw z kaczki, ale
po konsultacji z kelnerem Paul zdecydował się zamówić sole meuniere.
Przywędrowała do nas w całości: duża, płaska sola, doskonale zarumieniona w
skwierczącym sosie maślanym i oproszona zieloną pietruszką. Kelner ostrożnie
postawił przed nami talerz, odstąpił o krok i życzył nam Bon appetit. Przymknęłam oczy i wciągnęłam wonie unoszące się nad
talerzem. Potem nabiłam kawałeczek ryby na widelec, uniosłam go do ust i
spróbowałam. Przeżuwałam wolno: mięso soli było delikatne i miało lekki, lecz
wyraźny posmak oceanu, który wspaniale komponował się z przyrumienionym masłem.
Połknęłam swój pierwszy kęs. Istna rozkosz[1].
W Julie
& Julia widz obserwując opisaną scenę po części może doświadczyć tego,
co przeżyła wtedy Julia Child. Tylko po części, dlatego iż odbiorca filmu nie
może wykorzystać wszystkich zmysłów. Przede wszystkim najistotniejszych, jeżeli
ma się do czynienia z jedzeniem, czyli węchu i smaku. Nie jest w stanie nic
poczuć. Może tylko wyobrażać sobie, choć to też bardzo trudne, jakim doznaniem
dla Julii był owy posiłek. Jakiego rodzaju doświadczenie towarzyszyło jej
podczas posiłku, zdradza błogość malująca się na jej twarzy.
Obraz prezentujący takie zjawisko
kulinarne bardzo silnie działa na psychikę widza. Obserwuje on i taka właśnie
powinna być jego rola. Podczas oglądania ma on za zadanie wcielić się w rolę
podglądacza i czerpać z filmu jak najwięcej się da. Mieć chęć na więcej takich
„smakowitych” scen. Obraz i opisane zjawisko kulinarne ma go zainspirować,
pomimo że nie może niczego poczuć, dotknąć, skosztować. Czytając wspomnienia
Julii można tylko wyobrazić sobie scenę, która odbyła się w restauracji w
Rouen. Jednak dzięki reżyserce filmu – Norze Ephron, odbiorca może
zobaczyć jak Amerykanka przeżywa swój pierwszy prawdziwy francuski posiłek.
Scena w filmie ukazuje kelnera zjawiającego się u jej boku. Julia nie
potrafi znaleźć odpowiednich słów, aby opisać ten moment. Jedyne, na co się
decyduje to wydobycie z siebie westchnienia zachwytu dla przeżywanej chwili.
Reakcja ta jest wyrazem jej podziwu dla tego, co widzi. Pochyla się nad
przyniesionym posiłkiem i z euforią wdycha unoszący się aromat ryby, masła i
ziół. Ażeby dłużej widz mógł obserwować
scenę obiadu, kelner dokładnie przygotowuje i filetuje rybę przed podaniem. Po
tym ceremoniale, bo tak można określić zachowanie kelnera, Julia przystępuje do
posiłku.
Jej podniecenie, słowa i gestykulacja podczas obiadu sugerują odbiorcy,
że ten pierwszy francuski posiłek jest nie tylko niepowtarzalnym przeżyciem,
ale również swego rodzaju zmysłowym uniesieniem. Uniesieniem, którym dzieli się
z Paulem, swoim mężem. Jednak ten, owy posiłek traktuje jak zwykły, niewnoszący
nic w życie, obiad. Od tej słynnej soli podanej na skwierczącym maśle, w małej
restauracji Rouen rozpoczęła się niesamowita przygoda Julii w powojennej Francji.
Długo jednak nie mogła znaleźć sobie miejsca. Gdy Paul wychodził do
ambasady, nie miała co ze sobą począć. Zapisała się na kurs robienia kapeluszy,
a później nauki brydża. Najzwyczajniej w świecie próbowała zapełnić sobie
nadmiar wolnego czasu. Olśnienie przyszło nagle i niespodziewanie, podczas
jednego z francuskich obiadów. Stwierdziła, że skoro tak bardzo kocha jedzenie,
dlaczego nie zgłębić tajników gotowania. Oznajmiła mężowi, że chce opanować
sztukę kulinarną.
To właśnie tu, w Paryżu, Child,
stawiała pierwsze kroki, ucząc się od podstaw kucharzenia, w prestiżowej szkole
kucharskiej Le Cordon Bleu. Po latach
tak w swojej autobiografii wspominała emocje, jakie wywołał u niej ten piękny
kraj:
„Jakież to szczęście i
radość, że mogłam mieszkać z Paulem we Francji (…) La belle France.
Niepostrzeżenie dla samej siebie zaczęłam się zakochiwać[2].
W
kolejnych scenach filmu pojawia się wspomniana już Julie Powell, niespełniona
pisarka i nieszczęśliwa kobieta. Jej historia zaczyna się podobnie jak historia
poprzedniczki. Wraz ze swoim mężem przeprowadzają się do jednej z dzielnic
Nowego Jorku – Queens. Obydwie kobiety, jak pokazuje film, znajdowały się w tym
samym momencie życia. Stanęły przed wyborem i zdecydowały się zacząć inne
życie. Były zmęczone dotychczasowym, chciały zabić rutynę. Zarówno Julia, jak i
Julie od takiej przemiany zaczynają. Postanawiają nauczyć się prawdziwie
gotować.
Julia wybrała, słynną w całym
Paryżu, szkołę dla kucharzy Le Cordon
Bleu. Julie natomiast wyciągnęła starą i zakurzoną książkę kucharską, którą
zabrała matce. Książką tą była, swego rodzaju Biblia wszystkich szanujących się
amerykańskich gospodyń domowych – Mastering the Art of French Cooking, pisana latami przez Julię Child. Młodsza z
kobiet decyduje się podjąć wyzwanie przerobienia wszystkich przepisów
znajdujących się w legendarnej książce i opisania tego wyczynu na internetowym
blogu.
Julie
Powell, jak sama o sobie mówiła, za dnia bywa zwykłą urzędniczką, wieczorami
natomiast stawała się kulinarną buntowniczką. Jej oderwanie się od szarej
rzeczywistości widać wtedy, kiedy zmęczona po pracy wraca do domu. Pierwszym
miejscem, do którego się udaje jest mała, lecz bardzo pozytywnie nastrajająca
kuchnia, w nowym mieszkaniu.
Czuła się w niej najlepiej i tam
właśnie znalazła swój azyl. Nie będąc jeszcze zasymilowana z resztą nowego
miejsca. Prawdziwą przyjemnością było dla niej gotowanie. Stwierdza, że, po
całym dniu, kiedy nic jej nie wychodzi i niczego nie można być pewnym, wchodząc
do kuchni, a następnie mieszając kakao, żółtka, mleko oraz cukier zrobi się
pyszny, gęsty krem, będący nadzieniem do tarty. To pocieszające, że z tych
prostych składników po nieudanym dniu w pracy można zrobić coś smacznego i
uszczęśliwić przy tym bliską osobę, w jej przypadku męża. Dlatego właśnie
polubiła gotowanie.
Przełomem w jej życiu jest
kolejny monotonny wieczór, który spędza przy wspólnym posiłku z mężem. Podczas
rozmowy poruszają kwestię, jak Julie może zmienić swoje nudne, życie. Co może zrobić, żeby od tej chwili było
ciekawsze? W końcu młodsza pasjonatka gotowania tak samo niespodziewanie jak
poprzedniczka wpada na świetny pomysł. Decyduje się na założenie bloga.
Stwierdza, że skoro tak lubi gotować, przerobi w rok całą książkę kucharską
Julii Child i opisze to w Internecie.
Na początku sama nie wierzy, że
to może się udać. Przecież o jedzeniu i gotowaniu jest tak wiele informacji, w
telewizji, sieci, prasie. Jak później się okaże jej przeczucia były błędne.
Ludzie jednak chcieli czytać o sztuce kulinarnej, jedzeniu i samej czynności
przygotowywania posiłków. Bohaterki w ten sposób, przez zupełny przypadek
odkryły to, co w ich życiu będzie najważniejsze. Ich pasją będzie zabawa w
kuchni. Powoli starały się zgłębić wszystkie tajniki związane z
przygotowywaniem jedzenia. Odkryły jedną z najprzyjemniejszych czynności w
życiu człowieka – gotowanie.
Podczas oglądania filmu Julie & Julia zadawałem sobie wiele
pytań. Po zakończeniu seansu wyodrębniłem dwa najważniejsze, na które
postanowiłem znaleźć odpowiedź: czy sam fakt przygotowywania posiłku i jego
konsumpcja może mieć wydźwięk rytualny? Oraz: czy emocje są nieodzowną częścią,
jeżeli chodzi o poszczególne elementy zjawisk kulinarnych?
Film ten zupełnie inaczej niż Uczta Babette prezentuje kucharzenie. We
wcześniej opisywanym obrazie filmowym sztuka kulinarna jest swego rodzaju
ceremoniałem. Zarówno przygotowanie posiłków, jak ich konsumpcja. Prezentacja
zjawiska kulinarnego wydaje się być pedantyczna, a sam fakt kolacji jest dla
obserwatora chwilą bardzo podniosłą. Jeżeli chodzi o Julie & Julia jest zupełnie inaczej. Forma i treść
przedstawionego zjawiska nie jest już taka podniosła. Reżyserka chciała, ażeby
prezentowana sztuka kulinarna była bardziej przejrzysta, humorystyczna i
dostępna dla widza. Zupełnie jak główne bohaterki. Przeciętne kobiety, które
odnalazły w swoim życiu pasję i podążyły jej tropem. Sztuka kulinarna stała się
dla nich codziennością, ale to nie przeszkodziło w tym żeby sam moment
gotowania i jedzenia nie był traktowany jak pewnego rodzaju wydarzenie. Każdego
dnia tak samo emocjonujące, tak samo szczególne. Gotowanie u obu pań nabrało
charakteru rytualnego. Zarówno codziennego – bo powtarza się każdego dnia, ale
również cielesnego – gdyż jest przyjemnością dla duszy i ciała oraz łącznikiem
w kontaktach międzyludzkich.
Bohaterkom filmu towarzyszą także
różne emocje. Gotowanie staje się wyznacznikiem nastroju. Złość, szczęście czy
nawet kulinarna niemoc bardzo dobrze zaprezentowane są na ekranie. Widz ma
przeświadczenie, że odczucia które towarzyszą owej sztuce są nieodzowną jej
częścią. Nie da się gotować bez emocji, zawsze jakieś muszą kucharzowi
towarzyszyć. Pozytywne czy negatywne to już bez znaczenia. Prócz odczuć ważne
są też ruchy ciała gesty oraz mimika twarzy, która najlepiej oddaje i wyraża emocje.
Ważna jest tutaj zarówno werbalna, jak i niewerbalna komunikacja między
bohaterami. Widać to szczególnie podczas konsumpcji. Uczestnicy tegoż zjawiska
kulinarnego poprzez swoje odczucia zapraszają niejako widzów do swoistej gry,
która się między nimi toczy. Silnie oddziałuje to na odbiorcę i pobudza jego
wyobraźnię. Jest w filmie przynajmniej jedna scena, nad którą wytrawny badacz
kultury zastanowiłby się i starał ją zinterpretować. Nasuwa obserwatorowi
przemyślenia, że jednak zjawiska kulinarne, jakimi są gotowanie i jedzenie to
ważna część naszego życia, a co za tym idzie cząstka kultury.
Na ekranie cały czas pojawiają
się obrazy prezentujące sztukę kulinarną. Już sama kuchnia jest miejscem, które
kojarzy się odbiorcy z jedzeniem i ukierunkowuje go na myślenie o kobietach,
jako o pasjonatkach gotowania. Nora Ephron bardzo dokładnie ukazuje to, jak
kobiety przygotowują posiłki. Krok po kroku, od surowego produktu, po gotowe
danie.
Wszystko wygląda tak smakowicie i
zdrowo, że u widza może wywołać to uczucie głodu lub chęć ugotowania czegoś w
przerwie między kolejnymi scenami. Obrazy prezentujące sztukę kulinarną
podświadomie działają na wyobraźnię i psychikę oglądającego. Był to zapewne
celowy zamysł reżyserki.
Historia tych dwóch kobiet może
jest pospolita, a fabuła nie zaskakuje niczym nowym. Nowatorskie jest natomiast
prezentowanie zjawiska kulinarnego tak dobrze wpasowanego w przebieg wydarzeń.
Film ten pokazuje odbiorcy, że pasja która u głównych bohaterek przejawia się w
miłości do gotowania jest swego rodzaju katharsis.
Obydwie zaczynają przygodę ze sztuką kulinarną w bardzo trudnych, dla siebie
momentach. Jedna zaczyna całkiem nowe życie w obcej dla siebie dzielnicy, druga
z kolei zmienia nie tylko ojczysty kraj, ale również przeprowadza się na inny
kontynent. W ich nowych domach kuchnia staje się ich sacrum, miejscem niemalże świętym. Kucharzenie natomiast pozwala im
przebrnąć przez trudy szarej rzeczywistości, która je otacza.
Z czasem jest tylko lepiej.
Zaczynają odnosić coraz większe sukcesy. Julię Child całkowicie, oprócz kursu
gotowania w Le Cordon Bleu, pochłania
tworzenie legendarnej książki kucharskiej traktującej o kuchni francuskiej. Powell zaś zajęła interpretacja tejże
książki oraz tworzenie zawartych w niej dań. Wszystko to na potrzeby bloga,
który powstał z zamysłem opracowania i opisania wszystkich przepisów z książki,
cieszącej się w Ameryce szczególną popularnością Child.
Dla jednej pasja gotowania była
codziennością, można nawet zaryzykować stwierdzenie, zawodowstwem. Dla drugiej
była oderwaniem się od coraz bardziej przytłaczającego ją życia, nudnej pracy i
ponurej dzielnicy, w której mieszkała. Pomimo to, że bohaterki miały zupełnie
odmienne podejście do tego samego zajęcia, pokochały sztukę kulinarną całym
sercem. O Julii można powiedzieć, że oddała temu całe swoje życie. Przez długie
lata pisała jedną z najpopularniejszych książek kucharskich w Ameryce oraz
niemalże do końca swego życia prowadziła różne programy telewizyjne związane z
tematyką gotowania. Child nigdy nie żałowała tego jak pokierowała i przeżyła
swoje życie. Pasja jej została podyktowana przez serce. Była jej szczerze
oddana, dlatego też mogła żyć pełnią życia. Przygoda Julie Powell dopiero się
zaczęła. Po stworzeniu bloga, napisaniu książki stała się bardzo popularna.
Widać to także w końcowej scenie filmu. Widząc na ekranie jej pasję, również
można stwierdzić, że nie podda się szybko. Oby tylko nie zatraciła się w swojej
sławie i poszła śladami Julii Child. Jeśli chodzi o sztukę filmową nie ma żadnej
reguły na to jak powinno wyglądać prezentowanie zjawisk kulinarnych na ekranie.
Gdyby jednak takowa istniała myślę, że powinno to wyglądać tak jak w filmie
„Julie & Julia”. Reżyserka bardzo dobrze oddała pasję, jaka łączyła te dwie
niesamowite postaci. Jest to chyba film, jeśli mogę użyć takiego stwierdzenia,
z najsmaczniejszą fabułą, jaką kiedykolwiek stworzono.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz