poniedziałek, 19 stycznia 2015

Na pierwszy ogień...


Dlaczego jeszcze 50 lat temu komedie romantyczne były uważane za fenomeny? Dzisiaj ten typ filmów to tandeta…mało tego, nawet Ci którzy lubią je oglądać nie przyznają się do tego faktu. Wczoraj natrafiłem na całą serię filmów z Audrey Hepburn – jedną z piękniejszych i utalentowanych aktorek minionego wieku. Na pierwszy ogień poszły „Rzymskie wakacje”, film za który Audrey dostała w 1954 roku Oscara. Słusznie, niesłusznie na ma się o co spierać. Film choć czarno-biały (dla niektórych to nie do przyjęcia, dla mnie jak najbardziej odpowiedni rodzaj filmu) wciąga odbiorcę swoją magiczną aurą. Kreacja aktorów nie jest najlepsza, ale fabuła ciekawa, biorąc pod uwagę to w jakich latach był nakręcony. Jest oczywiście kilka błędów w filmie, ale w którym nie ma? Najbardziej rozbawiło mnie to jak Włosi nienaturalnie oglądają się za kamerą. Był to pierwszy amerykański film w całości nakręcony za granicą (czyt. Rzym). Po obejrzeniu „Rzymskich wakacji” człowiek ma ochotę na jeszcze więcej Audrey… Ogólnie na mnie zrobił bardzo dobre wrażenie i w tym momencie uśmiecham się do Audrey wiszącej na mojej ścianie…=D wczoraj usłyszałem zestarzałeś się za młodu oglądając takie stare filmy…Stare? Nie! Klasyki, wnoszące do mojego życia na pewno więcej wartości, niż dzisiejszy CHŁAM!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz